Autor:

2017-03-17, Aktualizacja: 2017-03-24 12:12

Adios kilogramos, czyli życie bez cukru

Czy w ciągu 90 dni można zgubić nadprogramowe kilogramy i zyskać radość życia? Dietetyczka Katarzyna Błażejewska-Stuhr, autorka książki „Adios kilogramos”, opowiedziała nam, od czego powinniśmy zacząć przejście na dietę, co jest w niej najważniejsze i jak uniknąć efektu jo-jo. Prezentujemy też jej przepisy.

Katarzyna Błażejewska – Stuhr to dietetyczka kliniczna i psychodietetyczka. Autorka i współautorka publikacji poświęconych zdrowemu żywieniu, m. in. trzech części bestsellerowych „Koktajli dla zdrowia i urody” oraz książki dla kobiet w ciąży „Uczta dla dwojga”. Prywatnie żona aktora Macieja Stuhra i mam dwóch synów.

Zajmuje się pani dietetyką, co jest największym wyzwaniem w tej pracy?

Dla mnie największym problemem i czymś, co w ogóle spowodowało krótką przerwę w pracy, jest to, że pacjenci przychodzą do dietetyka i oczekują jakiegoś magicznego środka. Nie zmieniając nawyków żywieniowych, nie ruszając się, robiąc wszystko tak jak do tej pory, chcą schudnąć spektakularnie w bardzo krótkim czasie. Poszłam podyplomowo na psychodietetykę licząc na to, że pozwoli mi to lepiej zrozumieć pacjentów. Później zmieniłam też podejście i pracuję tylko z osobami, które rzeczywiście chcąc coś zmienić.

Ma pani jakiś złoty środek w motywowaniu pacjentów?


Jestem zwolenniczką tzw. małych kroków. Uważam, że najlepiej jest robić coś stopniowo. Poza tym, jeśli ktoś rzeczywiście przestrzega diety, to na spotkaniu, po pierwszych dwóch tygodniach jej stosowania, jest w stanie powiedzieć, że ma więcej energii i czuje się dużo lepiej. Taka zmiana w połączeniu ze spadającą masą ciała jest najlepszym motywatorem.

Jak to jest z tą dietą? Czy faktycznie można jeść wszystko, tylko z umiarem?

Mniej więcej, oczywiście produkty małowartościowe, tuczące, można zjeść raz na jakiś czas. Prawda jest taka, że przestrzegając zasad prawidłowego żywienia, zmienia nam się smak. Pamiętam, jak miałam pacjenta, który zaczął jeść regularnie i nagle przestała mu smakować słodzona kawa i herbata, którą wcześniej pijał. Pojechał kiedyś do teściowej, która odruchowo posłodziła mu kawę i on ją wręcz wypluł. Byłam proszona o napisanie oświadczenia dla teściowej, że zmiana nawyków żywieniowych wpływa również na zmianę upodobań smakowych. Wystarczy jeść regularnie, wyłącznie węglowodany złożone.


© mat. prasowe

Autorka książki z trenerami Marcinem Markiewiczem i Adą Jakimowicz

Czyli można nauczyć się życia bez cukru?

Oczywiście! Jeżeli na początku będzie się myślało, z ilu rzeczy trzeba zrezygnować, to będzie to trudne i mało kto się podejmie takiej zmiany, a dodatkowo już na starcie będzie miał poczucie straty. Jeśli będziemy te zmiany wprowadzać stopniowo, to nagle okaże się, że ten cukier, bez którego wcześniej nie mogliśmy żyć, jest czymś niepotrzebnym.

Wychodzi na to, że w diecie najważniejsze jest nastawienie, z jakim do niej podchodzimy.

Dokładnie tak. Czasem ludzie chcą przejść na dietę, bo taka jest moda. Wtedy nie ma to sensu. Musimy być sami o tym przekonani, że chcemy zmienić swoje nawyki.

Powinniśmy całkowicie wyeliminować słodycze?

Nie musimy ich eliminować całkowicie. Można natomiast znaleźć wiele zamienników. I nie mam tu na myśli czegoś ze słodzikiem, bo wtedy nadal jemy słodkie. Warto natomiast wiedzieć, że na przykład, gdy jesteśmy głodni, nasze ciało domaga się słodyczy. Nie doprowadzając do głodu, możemy poradzić sobie z tym apetytem.

Jeżeli zjemy jakiś batonik w ciągu tygodnia, to nic się nie stanie?

Oczywiście, że nie. Widzę nawet po sobie, że w trakcie ciąży i po porodzie jadłam słodycze w dużo większych ilościach, niż normalnie. Miałam taki moment, kiedy uświadomiłam sobie, że muszę przestać. Nie było to ani łatwe, ani miłe, ale po dwóch miesiącach okazało się, że właściwie mijałam już te moje eklerki bez jakiegoś większego ścisku w gardle i żołądku, co przez kilka tygodni było ogromnym wysiłkiem. Nawet zmieniłam trasę spacerową, żeby nie przechodzić obok ulubionej cukierni.

Chwile zwątpienia mogą dopaść każdego?

Tak, każdy może mieć chwilę załamania i ochotę, żeby powiedzieć sobie „dość”, ale jeśli się nie poddamy, co czasem bywa trudne, to będziemy mogli obserwować efekty. A jak się poddamy, co jest ludzkie i naturalne, to i tak idziemy dalej w obranym przez nas kierunku, zamiast rezygnować i odpuszczać.

Szczuplejsza sylwetka, mniej kilogramów...

Moim zdaniem wygląd jest kwestią poboczną, która daje nam dobre, psychiczne samopoczucie w momencie, kiedy patrzymy w lustro, czy idziemy do sklepu. Najważniejsze jest jednak to, jak się czujemy. Obserwuję, jak w sezonie jesienno-zimowym wszyscy ciągle chorują, przechodzą z jednej choroby w drugą, a u nas cała rodzina jest zdrowa, więc coś jest na rzeczy. Pijam kawę od czasu do czasu, mam dużo energii i jestem przekonana, że to kwestia diety, ruchu i świeżego powietrza.


© mat. prasowe



Czy produkty oznaczone jako „fit” naprawdę są lepsze?

Zależy od ich składników. Są takie wyroby pod marką „fit”, które mają prawidłowy skład. Nikt jednak nie reklamuje marchewki czy płatków owsianych. Jeżeli ktoś nas bardzo przekonuje, że coś jest wyjątkowo dobre dla naszego zdrowia, to wtedy zapala mi się czerwona lampka. Na pewno warto jest przejrzeć skład tych produktów, które mają nas odchudzać.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę, robiąc zakupy?

Ostatnio rozmawiałam z mężem (Maciejem Stuhrem - przyp. red.), że nie do końca wiem, co jest teraz w sklepach z takich przetworzonych produktów, ponieważ jeździmy raz w tygodniu na targ, gdzie kupujemy warzywa i mąkę, z której piekę chleb. Znam pana, który uprawia grzyby, mogę do niego pojechać i zobaczyć te wszystkie pieczarkarnie. Dostrzegam diametralną różnicę w tych produktach. Jeśli wrzucam na patelnię pieczarki kupione w sklepie, to wydobywa się z nich nagle ogromna ilość wody, w której się topią, a pieczarki z Dąbrówki nie są nią przesączone.

Zaraziła pani całą rodzinę zdrowym odżywianiem?

Tak, ze szczególną przyjemnością obserwuję przemianę Maćka. Kiedyś nie wyobrażał sobie robienia zakupów poza supermarketem, a teraz przyjeżdża z targu i z zachwytem opowiada mi, że odkrył jakąś nową, zieloną roślinkę. Stasiu (lat 6) od urodzenia jadł zdrowo i owsianka na śniadanie jest dla niego czymś oczywistym. Drugi synek, Tadzik, próbuje pojedynczych warzyw, ale myślę, że widząc nas wszystkich przy stole też nie będzie grymasił. Oby!

Bardzo trudno było zmienić nawyki u męża?

To nie było łatwe. Ale im częściej zjada się dobre jedzenie, tym bardziej się je docenia. Ostatnio Maciek kupił serek (smakowy, mocno przetworzony), który kiedyś często jadał i stwierdził, że mu już nie smakuje. Tłumaczenie, że to jest niezdrowe, niewiele dało. Tu trzeba przekonać kubki smakowe. Oczywiście są i takie sytuacje, że np. w podróży wstępujemy do popularnej sieci restauracji z daniem od ręki i frytkami w zestawie, ale zwykle źle się po tym czujemy.

Wychodzi na to, że początki są najtrudniejsze, przyzwyczajenie się do tej całej zmiany...


Zdecydowanie, dlatego podtrzymuję opinię, że metoda drobnych kroków jest najlepsza. Jeżeli jedna rzecz przestanie nam smakować albo rozsmakujemy się w innej, to w efekcie przestaniemy myśleć, że jesteśmy cały czas na diecie, tylko zaczniemy lubić zdrowe produkty, chudnąć, będziemy mieć więcej energii, więc chętniej zabierzemy się za ćwiczenia i sukces zostanie osiągnięty mimochodem.

Ludzie chyba mają taką naturę, że jak zaczynają się odchudzać, to od razu sprawdzają swoją wagę i czekają na tę różnicę, efekt. To ich najczęściej demotywuje.

To na pewno, ale jeśli oprócz diety, zaczynają także ćwiczyć, to mogą na tej wadze przybierać, bo wtedy zmienia się skład ciała. Ta sama objętość tkanki tłuszczowej waży cztery razy mniej niż mięśnie. Za to mięśnie mają większy metabolizm, nawet w spoczynku, pracują do 72 godzin po ćwiczeniach. No i zmienia się również skóra - jest lepiej odżywiona, bardziej jędrna.

Niedawno miała premierę kolejna pani książka - „Adios kilogramos”. To kompleksowy plan odchudzania na 90 dni. Całość podzielona jest na trzy części. W pierwszej znajdziemy przepisy. Czy są również te bezmięsne? Pytam o to, ponieważ mam wrażenie, że zrobiła się teraz moda na „wege”.

Jest to rzeczywiście coraz popularniejsze (i z korzyścią dla zdrowia), natomiast ja starałam się, żeby ta książka była jak najbardziej uniwersalna, więc mimo wszystko mięso pojawia się w przepisach. Ponieważ mamy tam trzytygodniowe jadłospisy, to, żeby nie powtarzać ich w kółko, zachęcam do modyfikacji i zmian. Zarówno produkty mięsne możemy zastąpić roślinami strączkowymi, jak i proponowane owoce można podmieniać.


© mat. prasowe



Codzienne gotowanie z tych przepisów zajmuje mnóstwo czasu. Ma pani jakiś sposób, jak sobie z tym radzić?


Szczerze mówiąc, marzę, żeby wymyślić, jak w krótkim czasie ugotować coś zdrowego i dobrego. Myślę, że stosując różne sztuczki, można sobie ułatwić to gotowanie. Jestem zwolenniczką przygotowywania większych porcji, dlatego porcjuję i mrożę część rzeczy, a jeśli są to zupy, to wekuję je i mam na kilka dni. Z drugiej strony jest to też kwestia wprawy. Jeżeli podchodzimy do jakiegoś przepisu pierwszy raz, to odmierzenie wszystkich składników i ugotowanie zajmuje nam dużo czasu. Później jest już o wiele szybciej. W mojej kuchni królują dania jednogarnkowe, np, kasze z warzywami.

Czyli to nie są jakieś trudne przepisy? Każdy jest w stanie przygotować te posiłki?


Tak, nawet zastawiałam się ostatnio, czy dałabym radę gotować w jakiś bardziej wyszukany sposób, bo jednak też mam obowiązki, dwójkę dzieci… Mimo że moja praca związana jest z jedzeniem, to nie polega przede wszystkim na gotowaniu. W każdym razie dużo czasu w kuchni nie spędzam.


© mat. prasowe



Druga część książki to plan treningowy. Zauważyłam, że do tych ćwiczeń wystarczy piłka i mata. Nie trzeba chodzić na siłownię.

Taki był nasz cel, ponieważ pracując z pacjentami, zauważyłam, że oni na początku wstydzą się wyjść na siłownię, bo albo mają słabą kondycję, ale uważają, że są za grubi, żeby pokazać się, jak ćwiczą. Chociaż moim zdaniem jest to idealny powód, żeby wyjść i ćwiczyć. Są jednak takie osoby, które wolą to robić w domowym zaciszu i dzięki tym dokładnym opisom ćwiczeń i ilustracjom każdy może zacząć. W internecie są też specjalne filmiki. Co więcej, współautorką książki jest Magda Chorębała, która była trochę naszym królikiem doświadczalnym i zaświadcza, że da się to przetrwać.

Magda była inspiracją do napisania tej książki?

Tak, Magda jest redaktorką moich poprzednich książek i kiedyś po kolejnej diecie odchudzającej zapytała mnie, czy to musi być takie przykre. Na początku miała ogromną nadwagę i jakakolwiek sugestia, żeby poszła na siłownię, była przyjmowana przez nią z drwiącym uśmiechem. Długo trwało zmotywowanie jej do tego, żeby poszła ćwiczyć. Natomiast teraz z błyskiem w oku opowiada, że uwielbia boks. Kiedyś miała problem z zejściem po schodach, już nie mówiąc o wejściu, a teraz walczy w ringu.

Ile udało jej się schudnąć?

Magda schudła 16 kg do momentu, kiedy kończyliśmy pisać książkę, a ostatnio jej nie ważyłam. Wiem natomiast, że nadal intensywnie ćwiczy. Nawet ostatnio spotkałyśmy się na bankiecie i szerokim łukiem obchodziła stoliki ze słodkościami.

Dużo osób po dietach ma efekt jo-jo, da się jakoś tego uniknąć?

Główny powód efektu jo-jo to fakt, że jesteśmy na niskokalorycznej diecie, organizm się przyzwyczaja, a potem po skończeniu diety, zaczyna się normalne jedzenie, a co za tym idzie – tycie. Jeżeli nie będziemy wracać do starych nawyków, to nie będziemy tyć. Wiele osób dziwi się nawet, że w książce odchudzającej może być dieta na 2000 kcal. Ja uważam, że jeżeli wprowadzimy aktywność fizyczną, to te 2000 kcal może nadal pomagać chudnąć.

Na końcu książki jest dzienniczek. Ma działać motywująco?

Jak zaczęłam studiować dietetykę, to miałam głowę pełną teorii, co jest zdrowe, a co nie. Starałam się wybierać dobre produkty i być świadomą tego, co jem. Pamiętam, jak na jednych zajęciach mieliśmy wypisać, co jedliśmy przez kilka dni i obliczyć wartość odżywczą tego jadłospisu. Zrobiłam ogromne oczy, kiedy uświadomiłam sobie, ile jem. Tu coś skubnę, tam nie wiedząc kiedy wypiję litr soku… Dlatego uważam, że prowadzenie tego dzienniczka jest dobre dla zwiększania samoświadomości. Oczywiście, jest to też bardzo motywujące i pomaga zarówno w tych dobrych, jak i złych chwilach.

Rozmawiała Sandra Gozdur, dziennikarka warszawa.naszemiasto.pl

Zdjęcie główne: materiały prywatne


Przykładowe przepisy z książki "Adios Kilogramos":

Drugie śniadanie
Kanapki z razowego chleba z pastą z zielonego groszku i warzywa
2 kromki razowego chleba
garstka roszponki
¼ papryki
Pasta z zielonego groszku:
4 łyżki zielonego groszku (ze słoika lub puszki)
1 szalotka
sól, pieprz, sok z cytryny (opcjonalnie)

Przygotuj pastę z zielonego groszku: groszek rozgnieć widelcem i połącz z drobno posiekaną szalotką. W razie potrzeby, dopraw do smaku.

Obiad
Faszerowany bakłażan z ryżem i surówką
1 średni bakłażan
100 g mięsa mielonego (mielona wołowina i mielony indyk w proporcji 1:1)
1 cebula
1 ząbek czosnku
½ papryki
1 łyżka oliwy
1 łyżka koncentratu pomidorowego
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
suszone oregano, sól, pieprz do smaku
4 łyżki brązowego ryżu

Bakłażana przekrój wzdłuż, natrzyj solą i odstaw na 20 minut. W tym czasie rozgrzej piekarnik do temp. 200°C. Następnie osusz bakłażana ręcznikiem. Drobno posiekaną cebulę i czosnek oraz pokrojoną w kostkę paprykę podsmaż na oliwie. Po kilku minutach dorzuć mięso. Całość smaż przez kilka minut do momentu, aż mięso zmieni kolor. Dodaj koncentrat pomidorowy, natkę pietruszki, dopraw solą, pieprzem i oregano. Mięsny farsz rozłóż na połówkach bakłażana. Zapiekaj przez ok. 30 min. W tym czasie ugotuj ryż i przygotuj surówkę (przepis poniżej)

Surówka z białej kapusty:
2–3 drobno posiekane liście białej kapusty
1 średnia marchewka starta na tarce o grubych oczkach
½ papryki pokrojonej w kosteczkę
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 łyżeczka oliwy z oliwek
sok z cytryny, sól, pieprz do smaku

Wszystkie składniki wymieszaj i dopraw do smaku.

Kolacja
Kasza kuskus z warzywami
¼ szklanki razowej kaszy kuskus (ok. 50 g)
½ zielonego długiego ogórka
5 pomidorków koktajlowych
¼ papryki
5 czarnych oliwek
½ awokado
2–3 liście kapusty pekińskiej
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
kilka posiekanych listków mięty (opcjonalnie)

Dressing winegret:
1 łyżka oliwy z oliwek
1 łyżeczka musztardy np. dijon
1 łyżeczka soku z cytryny
½ łyżeczki miodu
sól, pieprz do smaku

Wszystkie składniki dressingu wymieszaj do uzyskania gładkiej masy.

Kaszę kuskus wsyp do rondelka, zalej niepełną szklanką wrzątku, dodaj szczyptę soli. Gotuj ok. 3–5 minut. Po ugotowaniu pozostaw pod przykryciem. Umyte warzywa i miąższ awokado pokrój w kostkę (kapusta pekińska może być w paseczki, a oliwki w połówki) i połącz je z kaszą. Wymieszaj z ziołami i sosem winegret.
  •  Komentarze

Komentarze (0)